Spacer po Wrocławiu i jego skutki

Skomentuj
Miał być spacer... i był. Po tym razem z Maćkiem i ze znajomymi znalazłam się na "tańcach". Impreza przednia, ale nie ma róży bez kolców. Niefortunnie przewróciłam się i spędziłam kilka godzin na pogotowiu ze złamaną ręką... :-(

Generalnie czuję się dobrze, ale tak boli, że nie zasnę, więc teraz umieszczam zdjęcie mego urazu (tak, dali mi płytę ze zdjęciami).


 Na szczęście jest to złamanie bez przemieszczenia, ale to jest pierwsze złamanie w moim życiu, więc nie wiem, jak się z tym czuć. Generalnie lipa, zdenerwowanie i wewnętrzny niepokój. Teraz, po wyjściu ze szpitala, humor dopisuje, co widać na zdjęciach :-)





Na zdjęciach widać, że mam fajne spodnie w kwiaty, ale mi je zapaćkali gipsem. Dlaczego nie zwracają uwagi na takie rzeczy? Mogli przecież przykryć je tą fliseliną, która robi za temblak... Aha, lekarz był spoko; pielęgniarz, który mnie wiózł wózkiem inwalidzkim, też spoko; Maciek okazał się być gotów i na taką sytuację (czego byłam pewna); znajomi też czekali w poczekalni, za co jestem im wdzięczna... :-)

Pisał (z powodu oczywistego): Maciek. [wpis został autoryzowany przez Agę /Maciek]

PS Maciek czeka do godz. 6, żeby iść do Żabki po prochy przeciwbólowe...

0 komentarze:

Prześlij komentarz