Wyspy Liparyjskie - rejs

Skomentuj
Co mają wspólnego Wyspy Liparyjskie i dobra impreza urodzinowa? To i to jest daleko od domu ;-) Skoro tak, to robimy urodziny na rejsie po rzeczonych Wyspach. Trasa jest następująca: Tropea -> Stromboli (ten wulkan, co na nim kończy się fabuła pewnej książki ;) ) -> Lipari -> Vulcano -> Tropea. Po drodze Morze Tyreńskie, meduzy, delfiny i świętowanie wcześniej wspomnianych urodzin. Musiało się udać...

Akcja dzieje się na początku września 2011 r.:

Bilety trzeba odebrać rano, przed rejsem. Wstajemy po godz. 6. Ogarniamy się, bo to zaczyna się niedziela, a czujemy się jeszcze "sobotnio". Marek, który miał urodziny wczoraj, czyli dzień po moich (Maćka) urodzinach, puszcza sygnały, czeka na znak, że nie zaspaliśmy. Idziemy po dziewczyny. Jeszcze nie są gotowe... Czekamy, czekamy... Znów w drogę, idą: my, Marek, Asia i Sonia. Wczoraj się zapoznaliśmy - wczoraj było miło, dziś też tak ma być :-)



Dochodzimy do portu, a tam niespodzianka - sconto, więc płacimy mniej za bilety. Wchodzimy na pokład, zajmujemy miejsce i czekamy z niecierpliwością na rejs. Już płyniemy. Po 180 minutach jesteśmy na Stromboli. "To czarne, co leży na plaży, brudzi?". Nie, nie brudzi, ale bez butów ciężko po tych kamyczkach wulkanicznych chodzić, chropowate jakieś takie. Sprawdzimy to, ale najpierw kawa, mleko - śniadanie generalnie. Sprawdzamy te kamyczki na plaży. Jest tak, jak mówili. Co? Już minęła godzina? Wracamy na pokład...



Płyniemy. Było śniadanie, to zaczynamy świętowanie. Delikatnie oczywiście, cały dzień przed nami. Mija jakieś 90 minut i jesteśmy już na Lipari, największej ze wszystkich wysp Liparyjskich. Tych wysp jest kilka większych i kilka mniejszych, ale tylko na trzech są drogi, przypływają promy i mieszkają tam na stałe ludzie. Te wyspy właśnie stanowią trasę naszego rejsu. Wracając do tematu - Lipari to miasteczko na Lipari, jest jeszcze kilka wiosek. Mamy dwie godziny na zwiedzanie, ale w niedzielę duża część sklepów, restauracji i barów jest zamknięta... Są za to lokalni przewodnicy, którzy za dodatkową opłatą w te dwie godziny przewiozą busem po wyspie. Bez klimatyzacji. Bez większych atrakcji. Bez przerwy na kawę. Dziękuję, pospaceruję... Klimat cudowny, lekka bryza znad morza, słońce nie doskwiera w wąskich uliczkach budowanych w charakterystyczny dla basenu Morza Śródziemnego sposób. Corso zadbane, z mnóstwem miejsc, gdzie można usiąść i czegoś się napić lub zjeść. Dwie godziny mijają, znów na statku - kierunek Vulcano.



Niespełna 30 minut i jesteśmy na Vulcano. Dziś, kiedy to opisuję, to jestem zdania, że ta wyspa powinna być fakultatywna tzn., że nie każdy chciałby tu przyjechać (przypłynąć) drugi raz. Witają nas na tej wyspie jakieś żółte hałdy i smród zepsutych jaj. Tak! Siarka. Smród nie do opisania. Płacisz 10 euro, żeby wejść do siarkowego błotka na orzeźwiającą kąpiel? Jeśli masz zdrowe serce, nie masz problemów z górnymi drogami oddechowymi, nie masz otarć, skaleczeń i innych urazów oraz uważasz, że wytrzymasz ten smród, to wchodź. Ja podziękowałem, wolałem iść na piwo. Godzina na tej wyspie wydawała się wiecznością, a każdy łyk złocistego trunku zdawał się być zagryzany jajem na twardo. Ech... Minęła godzina? Dopiero 10 minut... Gdzie uciekniesz? Przecież to wyspa! Sadyści... OK, minęła godzina, wracamy na statek. Odpływamy, ale co to? Wracamy za dwie zagubione osoby... Teraz już tylko kurs powrotny do Tropei.



Powrót do portu w mieście nazywanym "Perłą Kalabrii" zajął ok. 210 minut. Po drodze delfiny (nie udało się zrobić zdjęcia), meduzy (ale te brązowe, podobno nie parzą) i nowość - fale! Trochę nami wybujało, skończyliśmy zawartość lodówki, Aga poszła spać. Dopływamy do Tropei, już ciemno. Skoro jesteśmy przy porcie, to żal nie pójść jeszcze na chwilę na plażę, nogi chociaż zamoczyć. Z tego zamyślenia wyrwał mnie głośny dźwięk wydobywający się z mojego brzucha - trzeba coś zjeść! Idziemy na pizzę, jemy, żegnamy się.



Dobiega końca bardzo długi i emocjonujący dzień, a we mnie budzi się prawdziwe zwierzę - leniwiec... Rejs udany w 100%, pogoda dopisała, znajomi nie byli marudni ;)  


0 komentarze:

Prześlij komentarz